Skip to main content
Zawody

„Lipień Wdy” i „Jesienny Lipień” 2018 – relacja

Napisany przez 5 listopada, 201820 kwietnia, 2020Brak Komentarzy

Ostatni weekend października (27-28.10.br.), podobnie jak w ubiegłych latach spędziliśmy uganiając się za lipieniami nad jedną z dwóch „sztandarowych” rzek Borów Tucholskich – Wdą. Po prawdzie, także wzorem lat ubiegłych, prawie wszyscy uczestnicy naszej wyprawy zameldowali się w gościnnym ośrodku „Mleczarz” w Ocyplu już wieczorem w czwartek 25-go października. Dla części z nas jesienna sceneria Wdy stanowi nieodpartą pokusę, aby spędzić nad tą rzeką jak największą część z ulatującej z każdą godziną jesieni.

Tak więc w piątek wyruszyliśmy na trening, który zaowocował pojmaniem wielu pięknych „kardynałów”. Choć zgodnie z opinią przekazaną mi przez naszego Przyjaciela z Bydgoszczy, kryjącego się pod niewiele mówiącym pseudonimem artystycznym „Pszczoła” J, odnosiło się wrażenie iż ryb jest we Wdzie znacznie mniej w porównaniu do poprzednich sezonów. Było to o tyle dziwne, iż po upalnym i suchym lecie poziom wody w rzece był stosunkowo niski, co umożliwiało dotarcie do wielu trudnych do obłowienia przy normalnym stanie wody miejsc.  Co można powiedzieć o piątkowym      (i sobotnim zresztą też) wieczorze? Ano to, że „Mleczarz” chyba nie pamięta tak suto zastawionego stołu! Był tradycyjny prezesowski tatar (w sobotę serwowany także jako „specjalność zakładu”, czyli tatar „z głowy Goryla”… – ci co byli to wiedzą J ), był symboliczny tatar z lipienia, przepyszne „swojskie wędlinki”, wędzone rybki zabezpieczone przez Rafała i Filipka, flaki od Piotrusia „Killera” (ciekawe z kogo je wypruł?) i smażone kanie w ilościach tak horrendalnych, że nawet nie wiem czy do dziś wszystkie zjedzone przetrawiłem… To dzięki naszym trzem „czarnogłowom”, które dzielnie zdecydowały się wspomagać swoje „gorsze połowy” w przeróżnych zmaganiach towarzyszących naszej wyprawie.

A jak było na zawodach? No cóż, że tak powiem dyplomatycznie – różnie i różniście. Kto umiał łowić, ten połowił. Ogólnie dał się zauważyć niemal całkowity brak powierzchniowego żerowania lipieni. Ale i co biedaczki miały zbierać, jak muszki prawie nie leciały?  Tak więc łowiliśmy niemal wyłącznie na nimfę. O wzorach nie będę pisał, bo każdy ma swoje ulubione i chyba większą sprawą było zlokalizowanie ryb, niż podanie im jakiejś niewyobrażalnie skomplikowanej muchy.  Zarówno w sobotę jak i w niedzielę łowiliśmy w 2-ch turach. Warunki podczas obu zawodów, tj. „Lipień Wdy” i „Jesienny Lipień” nie były równe, co zresztą widać po wynikach. A były one następujące:

„Lipień Wdy”:

1.Filip Milewski -4 pkt (5 ryb+4 ryby)

2. Dariusz Gorczak -5 pkt (2 ryby + 6 ryb)

3. Rafał Bełbot -7 pkt (2 ryby+3 ryby)

Ogółem Komisji Sędziowskiej zgłoszono 40 szt. lipieni powyżej 30 cm długości.

„Jesienny Lipień”

1. Filip Milewski -3 pkt(2 ryby+4 ryby)

2. Cezary Chrulski -12 pkt (0 ryb + 4 ryby)

3. Przemysław Lisowski -14 pkt (1 ryba +0 ryb) –

Ogółem Komisji Sędziowskiej zgłoszono 11 wymiarowych ryb.

Nagrody za najdłuższą rybę nie odebrał   Czarek  Chrulski  (lipień dł. 38,3 cm.), bo ich zabrakło J. Ale jako, że już wcześniej dostał takową za 2-gie miejsce, więc się jakoś specjalnie nie awanturował…

Jedyne co mnie martwi, to frekwencja. W poprzedzającym nasz wyjazd tygodniu niektórzy Koledzy prześcigali się w wymyślaniu coraz to bardziej kretyńskich (nie bójmy się tego słowa!) usprawiedliwień dla swojej nieobecności nad Wdą. Co oczywiście powodowało u mnie, jako organizatora „niewielką” frustrację. No cóż, Wasza strata. Z obowiązku dodam, iż w Ocyplu stawiło się 16-osób, a w zawodach wzięło udział 11-tu członków Klubu.

Przemysław Lisowski

Zostaw odpowiedź