Jak co roku sypnęło rybą na Czarnej Hańczy, czyli Relacja z „Pstrąga Hańczy im. Krzysztofa Szerszenowicza – 2017”
W dniach 21-23 kwietnia br. „Salmo Club” w Białymstoku wspólnie z Akademickim Kołem Wędkarskim „Skish” w Białymstoku zorganizował bodaj najstarsze towarzyskie zawody pstrągowe w Polsce. Imprezę tak starą, że sami mieliśmy poważne problemy z ustaleniem, którą kolejną edycją mają być tegoroczne zawody. Po sięgnięciu do najgłębszych zakamarków pamięci Ojca Dyrektora i przeczytaniu całego Internetu (dwa razy), ustaliliśmy, że będzie to XXXVII „Pstrąg Hańczy”. Oczywiście wzorem poprzednich lat zawody nosiły imię naszego zmarłego Kolegi Krzysztofa Szerszenowicza.
Duet naszych dzielnych „Organizejros” Mariusz „Maniek Boleń” Szczepcio i Zdzisław „Dzidosław” stanęli na wysokości, przecież nie łatwego zadania i perfekcyjnie przygotowali nasze coroczne spotkanie. „Dzidosławowi” udało się nawet nie zgubić kluczy do domków Stanicy Wodnej we Frąckach, która jak co roku stanowiła naszą bazę.
Rozpoczęliśmy tradycyjną piątkową kolacją połączoną z pokazem slajdów z wypadów wędkarskich i naszą kultową już prezentacją klubową, którą wzorem poprzednich lat „Jędruś” Grygoruk poszerzył o kilkadziesiąt nowych zdjęć, opatrzonych kąśliwymi komentarzami. Uśmieliśmy się jak norki!
Rano całe zgraje spragnionych pstrągowego mięsa wędkarzy rozpierzchły się po rzece, która w tym roku zdawała się być w troszkę lepszej kondycji niż w latach ubiegłych, o czym świadczyć miały wyniki połowów przed zawodami. Niestety ponownie okazało się, że łowienie rekreacyjne, a łowienie podczas zawodów to zupełnie różne sprawy. Pomimo „napinki” godnej kibiców przed meczem „Jagi” z „Cegłą” Warszawa, walki z deszczem, śniegiem i gradem (szczęśliwie nie odnotowano w tym roku tsunami ani wybuchów okolicznych wulkanów) udało się nam pojmać tylko jednego pstrążka 38 cm. Wiem, że staje się to już nudne, ale złowił go ponownie Marek „Generał” Kowalewski z Suwałk. Marek, litości, zacznij ty znowu pić na tych zawodach jak cała reszta zdrowego społeczeństwa, to przynajmniej szanse się wyrównają J!
Przy okazji postanowiliśmy od przyszłych zawodów wprowadzić u wybranych zawodników badania antydopingowe, a w przypadku „Generała” także prenatalne, techniczne i kilka innych „mniej dokuczliwych” J.
Plan sobotniego wieczoru był tak napięty, że aż nie udało się go nam w całości zrealizować. Wprawdzie kilka osób poważnie podeszło do prośby Organizotorów o pozbieranie śmieci z brzegów naszej ukochanej Czarnej Hańczy, ale trzeba przyznać, że 5 worów na niemal 30 osób szału radości u Prezesa nie wywołało. Gdy już śmieciuszki pojechały sobie do Nadleśnictwa Głęboki Bród (dzięki za pomoc!), a nasze brzuszki napełnił przepyszny obiadek (dzięki Michał!), tradycyjnie haratnęliśmy w gałę. Tym razem obyło się bez ofiar, a obie drużyny plus kibice (i kibicki 😀 ) spotkali się po meczychu w saunie na brzegu Czarnej Hańczy. Tak zastał nas zmierzch, przez co nie dane nam było wyłonić zwycięzcy tradycyjnych zawodów rzutowych.
Kolacja, ognisko i wreszcie złożyliśmy nasze „zmęczone” głowy w śpiworach. A spało nam się tak dobrze, a deszcz tak nastrojowo walił w dachy domków, a wiatr huczał w domkach, że niewielu z nas stanęło rano w szranki z Czarną Hańczą. Efekt łatwy do przewidzenie – zero. Czyli ponownie zwycięzcą okazał się … sami wiecie kto.
Garść informacji i przemyśleń tytułem podsumowania się należy.
We Frąckach pojawiło się około 30 osób, co zważywszy na słynącą z „rybności” rzekę jest całkiem fajną frekwencją. Byli nasi niezawodni Przyjaciele z Wilna, Romek z Małgorzatą, było kilka „białogłów”, odwiedził nas też były Prezes AKW „Skish”, Andrzej „Dyzio” Demianowicz. Aż strach pomyśleć co będzie gdy spełnią się kasandryczne przepowiednie naszego nieomylnego przecież ichtiologa Pula, że wkrótce w Czarnej Hańczy pojawi się kolejny już pstrąg potokowy! Przecież trzeba będzie wprowadzić u miejscowego chłopstwa obowiązek aprowizacji uczestników imprezy, jak za Niemca!
Organizacja imprezy jak zawsze na najwyższym poziomie z wyjątkiem wspomnianej „lekkiej wtopy” ze sprzątaniem śmieci. Coś musimy z tym fantem w przyszłym roku zrobić.
Nie wiem jak robi to nasz nowy Gospodarz (Gospodarz Stanicy), ale chyba bardzo nas lubi, bo żarcie zaoferowane przez Niego w ramach niewygórowanej opłaty startowej zostawiło w pobitym polu kilka knajp po rewolucjach Magdy Gessler.
Kolejnym nadprzyrodzonym zjawiskiem był nagły wzrost liczebności członków naszego klubu. Jako osobnik światowy i ogólnie wykształcony, Prezes wyliczył, że w przybliżeniu o 10%! Nawet „Wiadomości” na TVP1 takiej propagandy sukcesu nie sączą, no nie ;-)?!
A już najlepsze jest to, że w nasze szeregi wstąpił Grześ „Łowca jeleni”, który poniewierał się wraz z nami na wędkarskich ścieżkach przez co najmniej kilkanaście lat! To się nazywa „świadome podejmowanie decyzji”!
Czego sobie i Państwu życzę. Do zobaczenia we Frąckach za rok!
Przemek Lisowski