Skip to main content
Salmo KlubZawody

„Pstrąg Hańczy 2024” Memoriał im. śp. Krzysztofa Szerszenowicza. Czyli o tym jak ilość przeszła w jakość.

Napisany przez 5 maja, 2024Brak Komentarzy

Jak co roku grupa zapaleńców uparcie wierzących w występowanie w rzece Czarna Hańcza pstrągów potokowych, pojawiła się w dniach 26-28.04.br. na jej brzegach, aby rozegrać 42-gą już edycję zawodów „Pstrąg Czarnej Hańczy”. No cóż, z miejsca napiszę, że tłumów nie było.

Przez 2 dni trwania zawodów przez gościnną Stanicę Wodną PTTK we Frąckach, która nieodmiennie jest naszą bazą wypadową, przewinęło się mniej niż 20 osób. Lista startowa zawodów obejmowała zaledwie 11 nazwisk i byli to najwytrwalsi z najwytrwalszych. Nasze spotkanie rozpoczęliśmy w piątkowy wieczór uroczystą kolacją, której poziom kulinarny zawiesił poprzeczkę niesłychanie wysoko! Wprawdzie mi i Moni niedane było uczestniczyć w tej uczcie, bo najpierw musieliśmy „odrobić pańszczyznę” dopingując naszą ukochaną Jagiellonię w meczu z „Paprykarzami” (Pogoń Szczecin), więc gdy pojawiliśmy się we Frąckach już po północy, mogliśmy podziwiać jedynie jakieś nędzne resztki z pańskiego stołu. Nie powiem, imprezka się jeszcze tliła, ale był to już raczej leciuteńki żar, a nie buchający płomień… W sobotę rano rozpoczęliśmy zmagania. Z samymi sobą i rzeką. Woda w Czarnej Hańczy była mocno podwyższona i lekko zmącona, co było wynikiem faktu, iż na nadrzecznych łąkach ciągle stały pokaźne rozlewiska. Łowiliśmy głównie na streamera przy użyciu ciężkich tonących linek.
Choć taki np. Tomeczek „Skura” pojmał fajnego pstrążka na nimfkę. Szkoda, że uczynił to tuż po zakończeniu I tury, bo ryba ta dałaby Mu zwycięstwo w całej imprezie. A tak po pierwszej turze prowadził tryumfator poprzednich naszych zmagań na Gołdapie Rafał „Bełkotem” zwany. Po znakomitym obiadku (cztery potrawy na drugie danie!) ponownie udaliśmy się nad wodę. Choć nie wszyscy, bo część Uczestników już zaczynała powoli odczuwać kumulację atrakcji z piątkowego wieczora / sobotniego poranka. I w sumie mieli oni rację, bo tura ta nie przyniosła ryb. Co jest o tyle dziwne, że nad rzeką kłębiły się miliardy chruścików, których nic jednak z powierzchni wody nie zbierało. Spod niej zresztą też nie, o czym sam boleśnie się przekonałem orząc rzekę cały wieczór za pomocą mokrych much i nimf. Zlitował się nade mną jeden mały okonek…


Cały wieczór minął nam przy ognisku i przepysznym bigosie serwowanym przez Gospodarzy Stanicy, że o karkóweczce przygotowanej przez „Dzidka” na ułożonym w ognisku kamieniu nie wspomnę. Jak zawsze było zjawiskowo. Nie wiem doprawdy co te hańczańskie wieczory w sobie mają…
Niedziela rano to ostatnia, III tura naszych zmagań, która przyniosła ostateczne rozstrzygnięcia. Tytuł „Pogromcy Hańczańskich Pstrągów” wywalczył nasz Zdziś „Skruśdzida” Tałałaj. Padło też kilka mniejszych ryb, a wszystkie praktycznie złowiono na streamera. Zarówno w górze, jak i w dole rzeki. Było też kilka „bliskich spotkań 3-go stopnia” z dużo większymi rybami, ale bez efektów na brzegu. Nasze spotkanie zakończyliśmy przy kolejnym przepysznym posiłku na skąpanym w słońcu tarasie Stanicy. Żyć, nie umierać…
Nie rozumiem tylko dlaczego tak wielu Kolegów we Frąckach się nie pojawiło? Czy przestraszyli się (ponoć) bezrybnej rzeki? Czy mieli inne, ciekawsze zajęcia? Ale co może być lepszego niż weekend spędzony nad przepiękną rzeką w towarzystwie Przyjaciół? Trudno, powiedzmy, że za rok pewnie będzie nas więcej. A tymczasem już czekamy na szum motylich skrzydeł…

Przemek Lisowski

Zostaw odpowiedź