Maj to podobno miesiąc zakochanych. W kwestiach sercowych nie chcę się wypowiadać, ale wiem tyle, że maj z całą pewnością miesiącem zakochanych w pstrągach jest!!! A winna temu jest taka mała istota wyfruwająca sobie w tym czasie z ciemnych otchłani naszych pstrągowych rzek i strumieni. My jako wyznawcy połowu pstrągów potokowych na imitacje wszelkiej maści robactwa i inszych owadów nie mogliśmy przecież przegapić takiej okazji! Dlatego też najwierniejsi z wiernych, najwytrwalsi z najwytrwalszych w oszałamiającej liczbie 11-tu dusz stawiliśmy się w sobotnie przedpołudnie 18 maja w jak zawsze gościnnym ośrodku „Pięć Zębów”, czy innych dębów w Supraślu, gdzie co niektórzy z nas liczyli na sute śniadanie rozpoczynające imprezę. A to się ch… zdziwiły ;-)! Trzeba uważniej czytać komunikaty zamieszczane na stronie internetowej najlepszego (podobno) klubu muszkarskiego w kraju nad Wisłą. Jak to określił nasz Gospodarz – „Bizancjum już było, teraz jest kawa i herbata” :-)!
O godzinie 11.00 wyruszyliśmy przeto na tylko sobie znane miejscówki na wszystkich pstrągowych wodach naszego regionu. Organizator bardzo słusznie dopuścił bowiem łowienie nie tylko na ciekach dorzecza Supraśli, co w końcowym „rozrachunku” okazało się być, nazwijmy to brzemienne w skutkach
;-).
Pomimo dość mało „pstrągowej” pogody „potokowce” dość ochoczo reagowały na prezentowane im imitacje zarówno rojącej się jętki majowej, jak i na jej stadia, które jeszcze nie osiągnęły formy owada doskonałego. Czyli po polsku – mokre muchy i nimfy. Wielka szkoda, że nie wynaleziono jeszcze streamera imitującego jętkę majową, bo sam bardzo bym chętnie… No dobra, nie brnijmy w tym kierunku, bo jeszcze wzorem poprzednich edycji naszych zawodów każą mi łowić wyłącznie na suchą o i mokrą muchę. Puryści jedni…
Wieczorek „zapoznawczy” w „stomatologicznym hotelu” był jak na nasze możliwości wyjątkowo krótki i treściwy. W moim przypadku było to spowodowane zapewne meczem „Jagi” z Piastem Gliwice, relację z którego obserwowałem samotnie w pokoju hotelowym, zamiast w towarzystwie moich druhów „drzeć ryja” na trybunie w Gliwicach. Ale no przecież się nie rozdwoję, jak mawiał Ferdek Kiepski… Drugiego dnia rano śniadanie już było! I to bardzo fajne. Dzięki Ci o „Squraldo”. „Salmo Club” i „Jaga
Ci tego nie zapomną. Lubie te nasze majowe zawody, bo wstawać za wcześnie nie trzeba i jest czas, aby
sobie cały dzień wędkowania odpowiednio zaplanować. A potem ten niecny plan wcielić w życie. Gdy wieczorem spotkaliśmy się w Kopnej Górze okazało się, że wyniki naszych zmagań były całkiem zadowalające. Przynajmniej dla autora niniejszego bełkotu, który to okazał się zwycięzcą naszych klubowych zmagań. Drugie miejsce przypadło Markowi „Generałowi” Kowalewskiemu, zaś trzeci na mecie zameldował się Sławek Tałałaj.
Kilka słów o tym co i jak pojmaliśmy. Oczywiście łowiliśmy tylko i wyłącznie pstrągi potokowe. Trochę rybek trafiło do naszych podbieraków, ale o ile wyniki ilościowe można uznać za dość satysfakcjonujące, to jakościowo było znacznie gorzej. Powiem samokrytycznie, że o końcowym sukcesie decydowały małe ryby, ale łowione w większej liczbie regularnie w obu turach. Najdłuższą rybą zawodów mógł pochwalić się Darek „Goryl” Gorczak — pstrąg długości 49 cm. Bywało lepiej, ale gorzej też bywało… Nasze zmagania potwierdziły natomiast jedno – efekt przyduchy, która miała miejsce na niektórych podlaskich rzekach 3 lata temu jest wciąż bardzo odczuwalny. Niektóre rzeki, lub ich fragmenty są praktycznie całkowicie bezrybne. Ba! Nawet nie ma na nich rójki jętki majowej, która podzieliła los ich
kropkowanych mieszkańców. Nie ukrywam, iż jako „Salmo Club” w Białymstoku zrobiliśmy już naprawdę wiele, aby tę sytuację poprawić. Ale do zrobienia jest jeszcze naprawdę gigantyczna robota. Nie stój, nie czekaj! Co zrobić? Pomóż!
Przemek Lisowski