Historia zawodów o „Puchar Prezesa Salmo Clubu”, których sam, nieskromnie przyznam byłem pomysłodawcą podczas mojej pierwszej i jak się okazuje niestety nie ostatniej kadencji na tym „najgorętszym stołku w naszym Okręgu PZW ;-)” rozpoczęła się pewnego styczniowego, czy może lutowego poranka pod Supraślą. Potem nosiło nas po różnych rzekach. Bo rozgrywaliśmy nasze zmagania nad Czarną Hańczą czy Sanem, aby w tym roku zdecydować się na podróż na Liwę. Początkowo myśleliśmy o płynącej na północ od Wilna rzece Żejmiena, ale ze względu na odległość z Białegostoku (prawie 400 km) postawiliśmy na sprawdzone rozwiązanie i wylądowaliśmy w Puvociai nad Merkisem (Meryczanką).
Frekwencją nie mamy się co zbytnio chwalić, bo już ostatniego dnia czerwca na starcie stawiło się zaledwie 11-tu członków „Salmo Clubu”. Niemniej przecież nie o ilość, ale jakość chodzi! Łowiliśmy w dniach 1-2.07.br. na Merkisie i nieodległej Ulli, ale wyniki były dalekie od tych jakie zazwyczaj osiągamy na tych wodach. Przez 3 tury zawodów (dwie rozegrane w sobotę i jedną w niedzielę) podło zaledwie około 20-tu lipieni. Nie złowiliśmy ani jednego miarowego pstrąga, co potwierdza iż te rzeki nie są specjalnie atrakcyjnymi łowiskami potokowców. Królowała oczywiście nimfa, której skuteczność wynikała także z towarzyszących naszym zmaganiom warunków pogodowych. Raz świeciło słońcem, raz lał deszcz, a cały czas dmuchał niemiłosierny wiar. Nie ma co w związku z tym ukrywać, że warunki do łowienia nas nie rozpieszczały. Zwłaszcza w niedzielę, gdy od rana lało niemiłosiernie i duża część z nas udzielała się raczej towarzysko, a ci którzy w strugach deszczu udali się jednak nad wodę, zazwyczaj wracali z niczym.
Oddając jednak szacunek tym „najtwardszym z najtwardszych”, muszę napisać, iż zdobywcy dwóch pierwszych miejsc w niedzielę nad wodę ruszyli. I tak nagrody za I-wsze i II-gie miejsce trafiły do wesołego duetu „Tałałaj & Tałałaj”, czyli do Zdzisia „Skruśdzidasa” (po litewsku „mrówkojad”) i Sławusia „Przeźroczystego” (tutaj litewska nazwa okazała się niemożliwa do zapamiętania dla nawet największych umysłów, a co dopiero dla naszych …). Na trzecim miejscu podium znalazł się Cezary „Kolas” (prawda jak oryginalnie?) Chrulski. Brawo Oni!!!
Chciałbym jeszcze podkreślić fantastyczną atmosferę towarzyszącą, jak zawsze, naszemu spotkaniu. Bo przecież nie tylko o łowienia ryb w tym naszym muchowaniu chodzi… Niesamowite wędzone pstrągi przygotowane nad rzeką przez Marka „Saperskiego” (chciało by się rzec „bombowe” 😉 ), ucha uwarzona na głowach łososi przez Romka Wieliczkę z Wilna (qrde, On jeszcze nie ma żadnej ksywy!!!) czy rybki smażone przez „Makieła” na długo pozostaną w pamięci mojej i moich kubków smakowych. O walorach spożywanych w tak pięknych okolicznościach przyrody trunków, pozwalam sobie nie wspomnieć, bo chyba jest na to jakaś ustawa… Poznaliśmy też kolejnego Przyjaciela naszego Klubu w osobie Gediminasa, muszkarza z Wilna, który przysiadł się do nas do ogniska w piątek tylko na chwilę, a został do niedzieli! To wszystko jest czymś co buduje atmosferę naszych wspólnych spotkań.
Panowie i mam nadzieję Panie! Do zobaczenia w Puvociai jesienią! Mam nadzieję, że lipienie będą brały lepiej, a poziom opadów atmosferycznych będzie mniejszy…
Wasz „ukochany” Prezesunio
Przemek „Lapienas” Lisowski